niedziela, 22 lipca 2012

21.07.2012 - Belgrad


Ciężka droga była dzisiaj. Zrobiliśmy 596 kilometrów w tak różnych warunkach, że to aż dziw. Tematem przewodnim dzisiejszej trasy były pola słoneczników – mijaliśmy je, jadąc przez Słowację, Węgry i Serbię. Pięknie było.
Wyjechaliśmy ze Starych Hor w deszczu i chłodzie koło 9. Zmoknięci wjechaliśmy do Węgier, gdzie pogoda powoli zaczęła się poprawiać i w końcu poczuliśmy, że jest lato. Cóż z tego, skoro jak tylko zrobiło się ciepło, trafiliśmy na wieeeeelki korek. Uciążliwe oczekiwanie w kilkukilometrowym korku umilał kierowcom kobziarz :) Dobrze, że na motorze da się przecisnąć, szczególnie, że ludzie byli całkiem uprzejmi. Mimo to, że kilka kilometrów przebiliśmy się między autami, musieliśmy ratować się ucieczką w bok, bo motorom zrobiło się za ciepło od takiej wolnej jazdy. Szablowy motor w szczytowym momencie pokazał 115 st C, Jasia maszyna wprawdzie nie ma termometru, ale jego uda obejmujące silnik mówiły „gorąco!”. Nawet jego obrączka postanowiła uciec. Na szczęście tylko na 5 minut, kiedy okazało się, że skryła się w czeluściach rękawiczki. Bokiem śmignęliśmy kawałek (mimo że nakrętka z Tymbarka wyraźnie mówiła, żeby zwolnić) i minąwszy siedem przydrożnych stoisk z pierogami z powrotem wjechaliśmy na autostradę. Bez większych komplikacji przejechaliśmy w końcu granicę Serbii. Tutejsze autostrady pozostawiają wiele do życzenia. Ograniczenie prędkości do 120km/h ma sens, bo jedzie się jak po torach. Po 150km ciągłego trzęsienia  postanowiliśmy zrobić postój na stacji benzynowej.
Na stacji nie było niestety Hot Dogów. Ale za to były zimne Burki, z mięsem i szpinakiem (buda gratis). Po obiadku ruszyliśmy dalej, by w końcu dotrzeć na camping pod Belgradem. Rozbiliśmy namiot, chociaż nie było zbyt łatwo, bo ziemia niebardzo chciała współpracować (a szczególnie kawałki betonu w tejże). Była dopiero 20:00, więc postanowiliśmy pojechać na szybkie zwiedzanie Belgradu. Wjechaliśmy do miasta, trafiliśmy do starej części i przeszliśmy się pod murami. Szybkie zakupy i powrót na camping. Instynkt przetrwania pozwolił nam na znalezienie drogi powrotnej, chociaż sprawa wydawała się być już przegrana.


KEJM 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz