poniedziałek, 23 lipca 2012

22.07.2012 - Methoni

140 – to liczba dzisiejszego dnia, jeśli dodamy do tego „km/h” to już wiadomo o co chodzi. A konkretnie o 670km nudy, prawie w całości autostradą.  Dzień urozmaiciło nam jedynie kilka przeciekawych odcinków.
Rano niespiesznie zebraliśmy się z campingu w Belgradzie i o 10 ruszyliśmy w drogę. Bez większych problemów dotarliśmy do granicy z Macedonią, chyba że jazda prosto autostradą bez żadnych urozmaiceń byłaby traktowana jako problem. I nie wspominając o drodze ekspresowej, która wyglądała jak zwykła dróżka dwukierunkowa, na której ktoś blokuje ruch jadąc 60km/h. Dobrze, że motor daje większe możliwości wyprzedzania niż samochód. Na granicy postaliśmy chwilę w kolejce i ruszyliśmy dalej. Kolejne kilometry bardzo malowniczej trasy przez góry i doliny. Warto wspomnieć o macedońskiej autostradzie biegnącej przez góry. Pierwsza sprawa, że teren był na tyle trudny, że dwie nitki autostrady w jedną i w drugą stronę biegną w oddaleniu o kilka-kilkanaście kilometrów od siebie, po zboczach innych gór. Po drugie, jadąc tamtędy śmieszyć może termin „przejezdności” polskich autostrad. Macedońska, nie dość że otwarta, a za przejazd trzeba było zapłacić, to do „europejskiej” autostrady z promieniem zakrętów minimum  2km brakowało jej … około 2km. Pojawiały się też takie kwiatki jak: sfrezowana droga, 10cm wyboje przy wjazdach i zjazdach z wiaduktów, brak jakichkolwiek pasów  czy ograniczenia do 20km/h. Jakby jednak nie było, ta droga to najciekawszy punkt dnia dzisiejszego.   Ani żeśmy się obejrzeli, a znów byliśmy na granicy. Tutaj odprawa poszła znacznie sprawniej, a dla urozmaicenia pogadaliśmy sobie z dwoma motocyklistami greckimi, którzy właśnie wrócili ze swojej wyprawy do Białegostoku (!).
Ponieważ było już późno postanowiliśmy nie jechać do Salonik na zwiedzanie, tylko ustawiliśmy kurs na camping w pobliskim Methoni. Wszystko byłoby pięknie, gdyby GPS nie wyprowadził nas na plażę. Nic to jednak! Zawróciliśmy i z pomocą okolicznych mieszkańców trafiliśmy szybko na pole namiotowe. Uradowani tym faktem po rozłożeniu namiotów postanowiliśmy skorzystać z tego, że camping jest nad samym morzem. Szkoda tylko, że żadne z nas nie pomyślało o tym, że kąpiel w morzu po ciemku może nie być zbyt dobrym pomysłem. Jak szybko weszliśmy do wody tak szybko z niej żeśmy uciekali. Chyba po zmroku następuje jakiś wykwit meduz czy czegoś innego, bo teraz siedzimy i patrzymy na piękne pęcherze, coś na kształt tych po pokrzywie (chociaż Jasiu twierdzi że śladu nie ma). Ale chyba raczej przeżyjemy :p
I tak kończymy kolejny dzień. Kolejną burzą. A od jutra zwiedzamy Grecję, więc trzymajcie wszyscy kciuki, żebyśmy nie spłynęli :)



KEJM

2 komentarze:

  1. O cholera, wygląda na to, że jakiś tydzień temu z kawałkiem jechaliśmy tą macedońską autostradą :p Teraz dopiero czytam, że ze dwa dni później Wy też tam byliście. Życzę miękkiego piasku pod tyłkiem, heh, i do zobaczenia po wakacjach!

    OdpowiedzUsuń
  2. No patrz, a mi przez chwilę nawet taka myśl przeszła przez głowę, że ciekawe jakie mamy szanse się spotkać na drodze :p

    OdpowiedzUsuń