O poranku przywitał nas kalmarowy kac. Ewelina i Szabl
zerowali organizm, opalając się na plaży o 8:30 rano i popijając frappe. Potem
przyszedł czas na śniadanie przy stoliczku, który mieliśmy w cenie noclegu. Wypasiony
camping opuszczaliśmy z żalem, gdy słońce było już wysoko. Ruszyliśmy w drogę.
Już na początku dzisiejszego podróżnego dnia w motorze Jasia stuknęło 60
tysięcy kilometrów. Staruszka.
Nie mieliśmy wiele do przejechania w dniu dzisiejszym, ale
nieustanne zakręty bardzo męczyły. Nawet stado kóz na drodze zbytnio nas nie
rozbudziło. Już po niecałych 100 kilometrach zatrzymaliśmy się w tawernie na
mały popas. Kebab i kiełbaski, które zamówiliśmy, nie różniły się w sumie
wizualnie niczym. Śmiesznie. Polacy na obiedzie zapewne bulwersują Greków: nie
chcą sałatki greckiej, znikają cały bochenek chleba przed podaniem dania głównego,
a cytryną do kebaba zakwaszają wodę. Ależ oni dziwni!
Przeżuwając obiad, podziwialiśmy mistrza pakowania, przy
którym objętość naszych kufrów i pakunków to amatorszczyzna. Zapakować cały
kram na jedną osobówkę to sztuka.
Ruszyliśmy dalej, a droga zaskoczyła nas ponownie. Myśleliśmy,
że bardziej pokręconej trasy już nie będzie, a tu nagle zwrot za zwrotem, droga
na szerokość jednego auta, wąsko, stromo i mnóstwo zakrętów. Dopełnieniem tego
wszystkiego było miasteczko, które wyłoniło się nagle zza drzew. Zbudowane
niemalże na pionowej skale, dachy jednych były przydrożnymi parkingami, partery
drugich zaczynały się w miejscu trzeciego piętra innych. I do tego ta kręta
wąska dróżka. Bardzo klimatyczne, a jednocześnie bardzo stresujące.
Podróżniczym celem na dziś była Olimpia. Bilety drogie, a my
nie byliśmy pewni, czy warto płacić. Jasiu próbował nawet wymienić nie do końca wykorzystane bilety z Akropolu.
Niestety kasjer nie wykazał się dobrą wolą. Bilety ze stolicy nie są honorowane
w Olimpii :P Ilość kamieni w stosunku do ceny tym razem pozytywnie nas
zaskoczyła - można rzec, że zamiast drogich kamieni oglądaliśmy kamienie luz na
kilogramy ;)
Spośród wszystkich atrakcji turystycznych Grecji prym niezmiennie
wiedzie wieczorny prysznic. Problemem było dziś jedynie to, że nie mogliśmy
jakoś znaleźć campingu. Krążyliśmy po mieście, pytaliśmy, ale był tak dobrze
ukryty, że nie zdążyliśmy niestety już dziś na plażę przed zachodem słońca.
Jutro do przejechania jeszcze tylko kawałek i krótka przerwa
na leżenie na plaży. Tego w końcu też nie może zabraknąć na wyjeździe do
Grecji.
KEJM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz