Po wczorajszej wieczornej przechadzce po mieście mieliśmy
duży niesmak, na szczęście okazało się, że za dnia miasto nie jest aż takie
brudne i odrażające jak nocą. W szybkim tempie zwiedziliśmy ateńską Agorę, Akropol
i trochę innych, udających antyczne, kamieni. Okazuje się, że Akropol jest
nieco przereklamowany i na zdjęciach wygląda znacznie lepiej niż w
rzeczywistości. Spodziewaliśmy się, że zobaczymy znacznie więcej.
Na obiad szukaliśmy czegoś tańszego niż knajpy dla turystów
pod samą Agorą. Udało nam się trafić do genialnej lokalnej knajpki gdzie za
całkiem rozsądne pieniądze zjedliśmy trochę tutejszych specjałów, w tym
oczywiście sałatkę grecką i tzatzyki.
Wieczorem mieliśmy zaplanowaną wycieczkę do świątyni Posejdona
w Sounio, na najbardziej rozreklamowany grecki zachód słońca. Bez świateł w
Szabla motorze plan ten byłby jednak nie do zrealizowania. Pozwiedzani i najedzeni
kierowcy udali się zatem do garażu dwa piętra pod ziemią walczyć z elektryką. Na
szczęście po ściągnięciu koszulek, owiewki i poruszaniu, powyginaniu i
pomasowaniu pierwszej podejrzanej „kostki
owiniętej taśmą izolacyjną z lewej strony pod czachą” wszystko zaczęło działać.
Zobaczymy teraz, na ile kilometrów ten „masaż”
wystarczy…
Trasa do Sounio z Aten to w większości autostrada, jednak tym
razem też nie obyło się bez zakrętów o 180° pojawiających się bez
ostrzeżenia. Oprócz tego, że zachód słońca był jednym z najładniejszych w
naszym życiu, był również jednym z najdroższych. 4 euro za zachód słońca to
sporo. Co lepsze, zaraz po zachodzie, jeszcze zanim łuna zdążyła zejść z nieba,
przyszła kobieta pracująca w muzeum i wygoniła nas twierdząc, że już zamknięte.
Cóż mogliśmy zrobić, wróciliśmy do hotelu.
Zachód słońca zaliczony, kamienie obejrzane, 150km więcej na
budziku. Pora szykować się do dalszej jazdy!
KEJM

Po tym opisie Aten wieczorem wygląda, jakby były brudniejsze nawet od Neapolu?!
OdpowiedzUsuń